Mamo, mamo – piskliwy dziecięcy głosik
wwiercał się w głowę M. Pomyślała, że zaraz eksploduje, ale zebrała się w sobie
i otworzyło oczy. Jak przez mgłę ujrzała różowy świński ryjek, który raz po raz
poruszany małymi,pulchnymi rączkami uderzał ją w twarz. W tle było słuchać
cmokanie, może i marzyła o pocałunkach na dzień dobry,
ale na pewno nie od świnki Peppy.
Nadchodzi
Wielkanoc, więc motyw króliczków stał się bardzo popularny. U Frania zawisła
już kolorowa girlanda z zajączków, ale postanowiliśmy na tym nie kończyć i
stworzyliśmy puchate króliczki z wełny.
Nie wiem
od czego zacząć, bo na usta ciśnie mi się kilka niecenzuralnych określeń na
temat tłumaczenia tej książeczki. Ma ona zaledwie 24 strony, kilkanaście
linijek tekstu i taką ilość błędów, że ciężko w to uwierzyć. Tym razem trzeba
było pozostawić tłumaczenie Google Translate, zrobiłby to o niebo lepiej. Tym
bardziej jest to przykre, że w oryginale to świetna, godna polecenia pozycja
dla każdego malucha.
Jako dziecko uwielbiałam Wielkanoc, ale z wiekiem mi to przeszło. Człowiek
się jednak zmianie i gdy w jego życiu pojawia się dziecko zaczyna zupełnie
inaczej na wszystko patrzeć i tak nagle wróciła mi ta dziecięca radość ze Świąt
Wielkiejnocy. Zamarzył mi się dom pełen pastelowych króliczków, baranków i
poutykanych po kątach kolorowych jajek. Oczywiście można to wszystko kupić, ale
jeszcze fajnie jest to samemu zrobić. Pierwsza oznaką świat w naszym domy jest pastelowa
girlanda z zajączkami.
Pierwszy
raz babeczki bananowe zrobiliśmy na święta. Ponieważ są proste, szybkie do
wykonania i przede wszystkim pyszne, postanowiła je zrobić również na urodziny
Frania. Miały wystąpić w roli urodzinowego tortu, dlatego musiałam dodać coś
ekstra, czyli krem w kolorach tęczy. Jest on troszkę czasochłonny, ponieważ
każdy kolor trzeba wykonywać i nakładać na muffinki osobno, ale efekt był
świetny.