Poranek
marca 29, 2016
Mamo, mamo – piskliwy dziecięcy głosik
wwiercał się w głowę M. Pomyślała, że zaraz eksploduje, ale zebrała się w sobie
i otworzyło oczy. Jak przez mgłę ujrzała różowy świński ryjek, który raz po raz
poruszany małymi,pulchnymi rączkami uderzał ją w twarz. W tle było słuchać
cmokanie, może i marzyła o pocałunkach na dzień dobry,
ale na pewno nie od świnki Peppy.
„Czy ten mały potworek zawsze musi tak
wcześnie wstawać”- pomyślała, przeciągając się. Nagle jednak podniosła się i
jednym ruchem ręki złapała synka w pasie, przyciągnęła do siebie i przytuliła
mocno. „Mam nadzieję, że nie stał za długo boso obok łóżka i się nie przeziębi”
– to właśnie ta przerażająca myśl pozwoliła jej wreszcie zebrać się w sobie i poderwać
Stasia z ziemi.
Maluch wtulał się w nią dobra minutę, ale
nagle wstał i zaczął podskakiwać na łóżku, jednocześnie wymownie wkładając
paluchy do buzi. M zrozumiała, że jeśli zaraz nie wstanie i nie zrobi mu śniadania,
może zostać pożarta żywcem przez wygłodniałego potworka.
Z niemym jękiem podniosła się z łóżka i
poczłapała za małymi bosymi stópkami, po drodze zabierając z łóżeczka
skarpetki, które synek zgubił w nocy. Nim zdążyła podejść od drzwi lodówki,
Stasio już na nią czekał. Jak zwykle podniosła go i pozwoliła mu zajrzeć do
środka, dając złudne poczucie, że może sam wybrać coś na śniadanie. Uwielbiał
grzebać w lodówce i robił to przy każdej nadarzającej się okazji.
Nim potworek zajął się pałaszowaniem
śniadania, jak co rano pomógł M nasypać kawę do ekspresu. Chyba instynktownie
wiedział, że kubek tego magicznego napoju pozwoli mamie stanąć na nogi.
Następnie bez marudzenia wskoczył do fotelika i pochłonął miseczkę płatków, tym
razem nie prosząc o dokładką, co bardzo często się zdarzało. Gdy tylko skończył
jeść, kazał się wyciągnąć z fotelika i pobiegł się bawić. W tym momencie
zamienił się w oczach M w małego aniołka, a ona miała 15 minut na wypicie kawy.
Tego było jej trzeba, czarny, aromatyczny napój postawił ją na nogi. Dał siły
do działania, bo już chwile później musiała ganiać po domu małego, nagiego
potworka, który za nic w świecie nie chciał się ubrać . . .
2 komentarze
Mnie budzi Gandalf... Jeden z moich synów budzi się ostatnio tak wcześnie, że biorę go do nas do sypialni, kładę u nas w łóżku i przycinam komara. Tymczasem Stasiu nawiewa z łózka bo ani myśli spać, łapie jedna z rolek ozdobnego papieru (stoją w kącie w pudelku) i biega z nią po pokoju podpierając się jak długą laską. No Gandalf no ;)
OdpowiedzUsuńPoranki z dziećmi są świetne ;)
Hehe :)
OdpowiedzUsuń