Najwyższy czas o tym napisać, długo myślałam, kiedy to zrobić. Przyznam się jednak, że nie jestem dobra w zachowywaniu tajemnic, szczególnie gdy coś tak bardzo mnie cieszy. Rozpiera mnie niesamowita wewnętrzna radość, pomieszana ze stresem i obawami.
Jestem
ostatnio chyba zupełnie nie na czasie, gdyż nie odnotowałam faktu, że w Pałacu
Kultury i Nauki od 2 miesięcy trwa wystawa poświęcona brytyjskiemu transatlantykowi.
Dowiedziałam się o niej zupełnie przypadkiem i gdy spytałam siostrę, czy ma się
ochotę na nią ze mną wybrać, odpowiedziała, że bardzo chętnie, gdyż nosiła się
z takim zamiarem od jakiegoś czasu. Dla swojej nie wiedzy znalazłabym tysiące
wytłumaczeń, ale nie zmienia to faktu, że mało nie ominęła mnie tak niezwykle
ciekawa ekspozycja.
Ostatnie
upały sprawiły, że postanowiłam poeksperymentować z orzeźwiającymi napojami. Ponieważ
w naszym domu królują od jakiegoś czasu uwielbiane przez Franka arbuzy,
zaczęłam właśnie od tych owoców. Chciałam, żeby było pysznie, zdrowo,
orzeźwiająco i bez udziwnień. Czyli przepis z tego co każdy, zawsze ma pod ręką
bez limonek, imbiru, liście mięty czy melisy.
Pomelo
jest różowym słoniem ogrodowym o ciut za długiej trąbie i filozoficznym
podejściu do życia. Książki o nim są pouczające, zabawne, ale przede wszystkim
zaskakujące. Szczególnie nas dorosłych, którym czasem trudno wyjść z
narzuconych sobie ram myślenia. Tymczasem Pomelo robi to perfekcyjnie i
zadziwia na każdym kroku.